środa, 7 maja 2014

#33 - jak się (samo)opalić, gdy pogoda nie sprzyja?

Cześć!

Standardowo, gdy tylko w pierwszy dzień majówki budzimy się później niż zwykle i jemy śniadanie o godzinie 11, spoglądamy przez okno i co widzimy? Oczywiście beznadziejną pogodę, absolutnie nie taką, jakiej oczekiwaliśmy. A mieliśmy takie plany... Moim osobistym było wylegiwać się na słońcu, dopóki dostatecznie się nie opalę. Niestety, o opalaniu mogłam zapomnieć, a wtedy z pomocą przyszło mi parę kosmetyków i jednorazowe udanie się na solarium. Chcę zaznaczyć, iż nie mam zamiaru nikogo namawiać na solarkowe wizyty, sama bardzo rzadko korzystam z takiej formy uzyskiwania opalenizny, może ze dwa razy do roku. Dlatego skupię się na czymś (raczej) zdrowszym:


Od lewej strony: balsam Dove summer glow, Bielenda mgiełka arganowa samoopalająca oraz balsam do ciała chłodząco-rozświetlający firmy PAT&RUB


Do wybory są dwie wersje: jedna do jasnej, druga do ciemnej karnacji. Osobiście używam pierwszej z nich. Muszę przyznać, że różnica jest drobna. Skóra po kilku użyciach nie jest mocno opalona, podejrzewam, że naprawdę niezłe efekty można zobaczyć dopiero po dłuższym okresie stosowania. Jednak dużym plusem jest to, że nie pozostawia zacieków i nie śmierdzi (nazwijmy to po imieniu) tak, jak większość samoopalaczy.


Z tego kosmetyku jestem naprawdę zadowolona. Co prawda, trzeba mieć trochę wprawy w jego stosowaniu, ponieważ pomimo zapewnień na opakowaniu, iż nie pozostawia smug, tak naprawdę możemy się ich spodziewać. Wystarczy wpierw spsikać dokładnie miejsca na ciele o największej powierzchni, tzn. uda, łydki, brzuch, a dopiero potem dokładnie rozprowadzać je dalej, a więc kolana, zgięcia rąk, nóg traktować mgiełką na sam koniec, gdy na naszych dłoniach pozostała jej minimalna ilość. Muszę przyznać, że efekty naprawdę są widoczne po krótkim czasie, nawet po pierwszym użyciu, a opalenizna wygląda naturalnie. Co do zapachu... hmm... Powiedzmy, że jest do zniesienia.


Ten balsam powinno się stosować po opalaniu, "na gorące dni". Ja używam go na następny dzień po nałożeniu np. mgiełki samoopalającej. Opalenizna utrzymuje się wtedy trochę dłużej, skóra jest nawilżona i bardzo rozświetlona, a sam kosmetyk ładnie pachnie. Moim zdaniem dobrze jest mieć go w szafce!

Najlepiej jednak jest uzyskiwać opaleniznę po prostu kładąc się na ręczniku na dworze w gorący, słoneczny dzień. Ewentualnie dopomóc sobie przyspieszaczem, np. spray'em Ziaja. Niestety, na razie poprawy pogody nie widać, więc chyba występowanie w negliżu we własnym ogródku na ten czas można sobie odpuścić...

Pamiętajcie, że w razie jakichkolwiek pytań, możecie zadawać je w komentarzach.
Do zobaczenia!

3 komentarze:

  1. wrzuć posta o tym jak pielęgnujesz swoją twarz i cerę,jak zapobiegasz niedoskonałością i tak dalej,bo masz idealną skórę! napisz jak to robisz! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile ważysz i jaki masz wzrost?

    OdpowiedzUsuń
  3. aaa, jak ja mogłam pominąć ten post? czyżbyś nie wstawiła informacji na fejsie o nowej notce? :)
    sama mogę tylko pomarzyć o pięknej, złotej opaleniźnie. albo jestem czerwona, albo biała, czasem wątpię w możliwość uzyskania jakiegokolwiek innego koloru. do samoopalaczy nie mam cierpliwości, mgiełek nie próbowałam, solarium - byłam już w tym roku dwa razy. kiedyś mama mówiła mi, że ona miała tak samo jak ja a solarium jej pomogło. zobaczymy jak to u mnie będzie.

    zapomniałam gdzieś tam wspomnieć o piciu soku z marchewki - od małego jeden dziennie i nic, tabletki z karotenem wpłynęły tylko na piegi.

    w każdym razie czekam na nową notkę, wątpię że znajdziesz coś, co mogłabyś mi polecić - ALE jeżeli znasz dobre rozwiązanie to chętnie poczytam :D miłego dnia i trochę słońca, by nabrać kolorków!

    OdpowiedzUsuń