Cześć!
Standardowo, gdy tylko w pierwszy dzień majówki budzimy się później niż zwykle i jemy śniadanie o godzinie 11, spoglądamy przez okno i co widzimy? Oczywiście beznadziejną pogodę, absolutnie nie taką, jakiej oczekiwaliśmy. A mieliśmy takie plany... Moim osobistym było wylegiwać się na słońcu, dopóki dostatecznie się nie opalę. Niestety, o opalaniu mogłam zapomnieć, a wtedy z pomocą przyszło mi parę kosmetyków i jednorazowe udanie się na solarium. Chcę zaznaczyć, iż nie mam zamiaru nikogo namawiać na solarkowe wizyty, sama bardzo rzadko korzystam z takiej formy uzyskiwania opalenizny, może ze dwa razy do roku. Dlatego skupię się na czymś (raczej) zdrowszym:
Od lewej strony: balsam Dove summer glow, Bielenda mgiełka arganowa samoopalająca oraz balsam do ciała chłodząco-rozświetlający firmy PAT&RUB
Do wybory są dwie wersje: jedna do jasnej, druga do ciemnej karnacji. Osobiście używam pierwszej z nich. Muszę przyznać, że różnica jest drobna. Skóra po kilku użyciach nie jest mocno opalona, podejrzewam, że naprawdę niezłe efekty można zobaczyć dopiero po dłuższym okresie stosowania. Jednak dużym plusem jest to, że nie pozostawia zacieków i nie śmierdzi (nazwijmy to po imieniu) tak, jak większość samoopalaczy.
Z tego kosmetyku jestem naprawdę zadowolona. Co prawda, trzeba mieć trochę wprawy w jego stosowaniu, ponieważ pomimo zapewnień na opakowaniu, iż nie pozostawia smug, tak naprawdę możemy się ich spodziewać. Wystarczy wpierw spsikać dokładnie miejsca na ciele o największej powierzchni, tzn. uda, łydki, brzuch, a dopiero potem dokładnie rozprowadzać je dalej, a więc kolana, zgięcia rąk, nóg traktować mgiełką na sam koniec, gdy na naszych dłoniach pozostała jej minimalna ilość. Muszę przyznać, że efekty naprawdę są widoczne po krótkim czasie, nawet po pierwszym użyciu, a opalenizna wygląda naturalnie. Co do zapachu... hmm... Powiedzmy, że jest do zniesienia.
Ten balsam powinno się stosować po opalaniu, "na gorące dni". Ja używam go na następny dzień po nałożeniu np. mgiełki samoopalającej. Opalenizna utrzymuje się wtedy trochę dłużej, skóra jest nawilżona i bardzo rozświetlona, a sam kosmetyk ładnie pachnie. Moim zdaniem dobrze jest mieć go w szafce!
Najlepiej jednak jest uzyskiwać opaleniznę po prostu kładąc się na ręczniku na dworze w gorący, słoneczny dzień. Ewentualnie dopomóc sobie przyspieszaczem, np. spray'em Ziaja. Niestety, na razie poprawy pogody nie widać, więc chyba występowanie w negliżu we własnym ogródku na ten czas można sobie odpuścić...
Pamiętajcie, że w razie jakichkolwiek pytań, możecie zadawać je w komentarzach.
Do zobaczenia!